Autor Wątek: Dla moich wychowanków  (Przeczytany 66 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Cień

  • Wirus
  • ***
  • Wiadomości: 474
  • Attack: 86
    Defense: 83
    Attack Member
  • Reputacja 65
  • Płeć: Kobieta
Dla moich wychowanków
« dnia: Września 30, 2014, 14:20:50 pm »
Poniższy tekst powstał ponad rok temu. Bardzo chciałam podsumować nasz czas I żebyście to przeczytali. Przepraszam, że znów robię coś za późno. Zróbcie coś dla mnie: doczytajcie to do końca.

Na ten dzień w żaden sposób nie czekałam. Od pewnego czasu czułam jednak ciężar jego nadejścia. Miałam niestety dużo czasu by rozmyślać nad takimi rzeczami. Zbyt dużo.. Ale po kolei.
Pewne rzeczy będą powtórzone, innych nie pozwoliło mi wypowiedzieć dziś wzruszenie a co za tym idzie rozkojarzenie, zmęczenie też. Ta historia rozpoczęła się 3 lata I kilkadziesiąt dni wcześniej. Wtedy to grupa młodocianych osobników przystąpią do pisania sprawdzianu kompetencji językowych czy jakoś tak się to nazywało. Pamiętam, że wszyscy ruszyli do sali do której zapraszała Pani Wiola, a ja zgarnęłam resztkę która nie czuła potrzeby siedzenia w “pierwszych rzędach”. Pozwoliłam sobie na kilka dowcipów, ale chyba nie zraziłam nikogo. Napisałam tak, ponieważ mam tendencję do mówienia całkowicie nieodpowiednich rzeczy w nieodpowiednich chwilach do ludzi, którzy nie powinni słyszeć tego co musieli zapewne ci, którzy to czytacie wielokrotnie doświadczyliście takiej sytuacji. Egzamin został napisany, sprawdzony, a listy wywieszone. Już w wakacje miałam przyjemność poznać w sekretariacie Wojtka I jego Tatę Jakoś tak zapamiętałam to spotkanie. Ze smutkiem muszę przyznać, że były to wakacje, które wcale nie chciałam żeby się kiedykolwiek skończyły. Nie dlatego żebym z lenistwa pragnęła dłużej odpoczywać. Było tak, ponieważ moje oddanie dla poprzedniej klasy wprowadziło mnie w dość depresyjny stan I bardzo nie umiałam spojrzeć neutralnie na nową klasę. Wręcz tego nie chciałam. Wtedy miałam w sobie upór, coś trudnego do określenia…że nie wolno mi polubić nowych, żeby wizerunek w mojej głowie poprzednich wychowanków nie został zatarty/zmniejszony,by nie zubożał. Na rozpoczęcie roku szkolnego szłam jak na skazanie. Nie pamiętam nawet czy odbierałam nową klasę spod szkoły, czy może wszyscy czekali na mnie pod salą. Było ze mną na prawdę źle wtedy. Pamiętam jedynie ten przeogromny smutek jaki w sobie miałam I to… jak bardzo nie chciałam patrzeć na nich. Wiem, że to okropne, ale nie zapamiętałam żadnej twarzy, choć wiem, że twarze się do mnie uśmiechały. Pewnie nawet odpowiadałam na te uśmiechy, ale moje serce krwawiło z każdym z tych uśmiechów. Tamtego dnia wróciłam do domu z pustką w głowie oraz rosnącym smutkiem, że następnego dnia będę musiała znów z nimi być I przetrwać. A ja nie chciałam przetrwać. Chciałam jedynie by kolejny dzień się nie wydarzył, a minione trzy lata by powróciły. I tu w tym depresyjnym czasie miałam rozmowę z Łukaszem. Jak zwykle ocenił sprawy obiektywnie I powiedział wiele rzeczy, których nie chciałam uznać czy słuchać, ale które potem we mnie czekały I dojrzewały. To dzięki niemu wiele późniejszych zmian miało miejsce I być może a raczej na pewno to właśnie te słowa były potem moją siłą. Kolejny dzień miał się zacząć od testu dzięki któremu miałyśmy z Wiolą podzielić klasę na grupy. To co zastałam pod salami 31 I 33c było kolejnym powodem, bym jednak spojrzała w ich oczy I zapamiętała ich twarze. Można by zgadywać co było takim przełomem A chodziło o bardzo prostą rzecz: pod moją salą stały chyba same dziewczyny, a chłopaki pod salą Wioli:D Czemu mnie to bawi? Szokiem było dla mnie, że coś takiego mogło mieć miejsce. Przez poprzednie trzy lata świetnie się bawiłam z chłopakami, natomiast miałam przeogromny problem ze zjednaniem sobie dziewczyn. Wydawało mi się, że jestem równie otwarta dla wszystkich, ale wiem już że tak nie było. Tymczasem tu przed salą same dziewczyny I one chciały właśnie ze mną pisać ten durny test, a potem były zawiedzione, że nie będą ze mną spędzać lekcji. Szok nie oddaje dostatecznie tego co czułam.
Byli tacy ułożeni I grzeczni kiedy rozpoczęli te gimnazjalne trzy lata..a ja ich popsułam:D
Pierwsze lekcje z nimi również były szokiem. Wyobraźcie sobie: wchodzę do sali, za mną wchodzą uczniowie, cicho siadają w ławkach. Na polecenie otworzenia książek – otworzyli te książki bez jednego dźwięku, usiedli w tej jakże nienaturalnej przynajmniej dla mnie pozycji – zachowując odpowiednie kąty gdzie trzeba, prościutkie plecy, ręce na ławce …I czekali na dalsze polecenia. W sali panowała sterylna cisza a ja nie wiedziałam co się stało:D Byłam w głębokim szoku. No..a potem ich popsułam :D

I tak zaczęły się te cenne trzy ostatnie lata naszego wspólnego życia. To bardzo naiwne sądzić, że były to NASZE trzy lata, ale to moje uczucia. Jestem świadoma że wiele o mojej klasie nie wiedziałam, ale to co wiedziałam, nawet jeśli powinno być zakazane dla moich uszu sprawiło, że ich pokochałam. Przegadaliśmy niezliczone godziny o rzeczach mało naturalnych dla więzi nauczyciel/uczeń.
Mieliśmy przyjemność pojechać na kilka wspólnych wycieczek.

W pierwszej klasie niezapomniany Czaplinek(ciężko tu coś wyróżnić bo wszystko było genialne. Ta wycieczka zapoczątkowała naszą znajomość z genialnym organizatorem z którym nie rozstaliśmy się do samego końca, oraz oczywiście jego obsługąCzarkiem I Piotrkiem przede wszystkim) potem góry (Tomek w niezapomnianej kreacji kobiety-Kota właśnie mi się przypomniał. To było odważne I szalone I całkowicie Tomkowe. Potwierdził, że jest kosmitą:D I właśnie za to go uwielbiałam)I ukochana przeze mnie Anglia.
Gdziekolwiek byśmy nie jechali wiedziałam, że nie muszę się martwić bo z Nimi było spokojnie, dobrze. Musze przyznać, że moje zaufanie było ogromne. Oczywiście pewne osobniki to zaufanie czasem mocno nadwyrężały, a czasem musiałam się zastanawiać co kolejnego głupiego da się zrobić  Teraz jednak to wszystko wspomina się z uśmiechem, że było. Choćby to, jak w górach poszukiwaliśmy chłopaków po wszystkich pokojach a ja kretynka gotowa byłam się wspinać na dach by ich znaleźć:D Przezabawne to było. Uwielbiałam się z nimi bawić, spędzać razem czas
Grzegorz - do dziś pamiętam ból ciągnięcia po ziemi I siniaka na biodrze. Dziękuje za to jak mnie uścisnąłeś na pożegnanie w sali To niezwykłe, że ból może być przyjemny, ale właśnie tak teraz jest.

Bywało różnie. Ja bywałam różna. Wiem, że czasem było im przeze mnie źle czy przykro bo nie umiem trzymać języka za zębami kiedy emocje wkraczają do gry. Kochałam się z nimi śmiać I nie bałam się płakać. Naturalność w byciu wychowawcą jest wszystkim. Byli moją duma I pewnością. Tak..pewnością, że każdego dnia spotkam twarze, które się do mnie uśmiechną I serducha chętne mi pomóc jeśli bym tego potrzebowała.
Dziękuję za urodziny dla mnie wyprawione.
Trzeba również wspomnieć o spektaklu, który wspólnie przygotowaliśmy. Tu na pewno byłam dla nich ciężarem I wkurzyłam ich nie raz. Efekt był jednak wart trudów, a wspólna praca z nimi była dla mnie ogromną przyjemnością. I tak minął nam czas na dobrej zabawie. W trzeciej klasie niestety musiałam iść na zwolnienie I nie mogłam już cieszyć się ich widokiem. Było to dla mnie bardzo trudne, jak detox. Tęskniłam przeokropnie I tym bardziej jestem wdzięczna tym, którzy utrzymywali ze mną kontakt.
W czerwcu na świat przyszedł mały-wielki Tymoteusz. Udało mi się na szczęście przyjść popatrzeć na to jak tańczycie poloneza rozpoczynającego bal klas trzecich. Nie wiedziałam czy będziecie chcieli mnie widzieć więc się nie pchałam nigdzie na widok. Pani Wiola była już wtedy waszym wychowawcą I nie chciałam jej przeszkadzać.
Nawet w tej chwili, a minęły już 3 miesiące, wzruszenie jest ogromne gdy to wspominam.
Przez łzy na Was patrzyłam I byłam zła na siebie, że płaczę bo przez to mniej Was widziałam. Byliście tacy już starsi, tacy dumni. Tyle się w Was dokonało. Moje łzy były łzami bólu ale I ogromnej dumy I szczęścia.
Nie mogłam zostać na balu czego bardzo żałuję, ale wróciłam do Was jeszcze na zakończenie roku szkolnego.
Bardzo tego potrzebowałam. Pękłoby mi serce gdybym nie przyjechała.
I było to jak na razie ostatnie na Was spojrzenie. Rozdanie świadectw, nagród I chcieliście już biec. Na szczęście wróciliście ten ostatni raz, żebym mogła powiedzieć Wam co cały czas miałam w sercu. I powtórzę to jeszcze raz.
Pokochałam Was nie od razu, ale od chwili kiedy odważyłam się spojrzeć w Wasze oczy. Było to uczucie tym silniejsze, że wypracowane z trudem I w bólach rozstania z ważnymi dla mnie waszymi poprzednikami. Nauczyliście mnie tak wiele. Dzięki Wam czuję się teraz silniejsza, choć jednocześnie taka słaba. Przez rok dokonaliście w moim sercu rzeczy niemożliwych. Wywalczyliście sobie własne w nim miejsce, którego nikt Wam nigdy nie odbierze. Wiedziałam, że mogę z Wami zdobywać świat I tak było. Jesteście warci wszystkiego co dobre I piękne I nigdy nikomu nie pozwólcie mówić że jest inaczej.
Dla tych wszystkich chwil warto żyć, nie wiem czy o tym wiecie
Dla Was warto było żyć.


P.S. A mały Tymoteusz, człowiek o którego walczyłam 9 miesięcy podsumował wszystko jednym trafnym słowem: GLI

__

Powróciłam do murów żółtej ogromnej szkoły. I jedno jest pewne…teraz już nikt nie uśmiecha się mnie widząc, widzę jak niewiele już znaczę I cholernie boli to, że Was tam nie ma;( Dawaliście mi sens istnienia jako nauczyciel. W tym momencie jest mi bardzo ciężko, aż trudno to wyrazić. Być może wypaliłam się już jako nauczyciel, bo teraz każdy dzień przepełniony jest goryczą, poczuciem braku spełnienia a nawet upokorzenia.
Tak bardzo tęsknię ;(


Never fear shadows, for shadows only mean there is a light shining somewhere near by.

Tags: