Nie wiem czy to
@SolarStone napisał w mniejszych grach czy jakiś admin przeniósł ale nie godzę się na takie ich umiejscowienie.
Gdzieś trzeba pogadać o tym jak było aby jak zwykle cokolwiek zostało na później. Pierwszy raz WO bardzo blisko otarły się o larpa. Na pewno były bardzo porządną grą terenową. O czymś takim od dawna marzyłem, bo noc, bo surwiwal, niebezpieczeństwo i fizyczny wysiłek. Takie hardcorowe gry harcerskie. Szkoda, że nie grali wszyscy Ci co brali udział w pierwszych wojnach,
@Awer @Greed @Kruk .
Pokrótce jak to wyglądało. Najpierw odbyły się testy. Ogrodnicy pojedynczo wychodzili do lasu i tam szukali ukrytych fluorescencyjnych znaczników. Najlepsi z nich otrzymali awans. Ten element gry był z tego co widziałem dość stresujący. Jednak samemu wejść do kompletnie czarnego lasu z zatyczkami i okularami musi być ciężko. Zieloni byli w lesie wcześniej i mieli przykazane aby zapewnić ogrodnikom sporo emocji ale nie atakować ich. Niektórzy mają wątpliwości czy to dobre posunięcie. Mi się wydaje, że bez tego nie mielibyśmy wcale oficerów. Następnym razem możemy to zmienić. Jak powtarzałem co krok ta gra to ocean możliwości.
Potem była gra główna. Odprowadziliśmy na jeden koniec zielonych a potem wystartowaliśmy ogrodników. Ci drudzy weszli w czarny las i się zgubili. Po pierwszym znaczniku. Nie powiedziałem, trasa była dość długa i wytyczona znacznikami odblaskowymi. Oddział to cztery osoby, które szły przemyślaną formacją. Świeciły latarkami szukając trasy i jednocześnie odstraszały zielonych. Obaj ze Sly uznaliśmy, że głupio iż na początku szli sami, bez zielonych dlatego od razu do nich doskoczyliśmy. Z mojej strony muszę powiedzieć, że próbowałem. Skradałem się dość ofiarnie, szkoda, że niosłem wtedy aparat bo byłoby bardziej ofiarnie. Niestety zawsze mnie zdejmował jakiś spokojny głos, chyba Mizioła (dobrze?) „Uwaga z tyłu zielony” i światło po oczach.
Ten pierwszy etap gry był ciężki. Czułem irytację Ogrodników, czułem jak mnie nerwy zżerają. Trasa była zbyt złożona, a już na pewno zbyt słabo oznaczona. Te odblaski muszą być większe. I tyle. Będę się upierał, że taki poziom trudności powinien pozostać. Wiem, że to przykre błądzić i w ogóle. Ale z drugiej strony to jak głodowanie przed kolacją. Grunt, żeby jednak znaleźć trasę i potem się z tego cieszyć. Tu wam pomogliśmy minimalnie. Raz stanąłem przed znacznikiem zobaczyliście zielonego i znacznik, raz czy dwa oświetliliśmy mniej więcej trasę. Raz pomogliśmy Ogrodników być może niepotrzebnie, Kamson po grze wspomniał, że poszli fałszywą trasą ale potem zawrócili bo się zorientowali, że źle idą. Ja już wtedy byłem przekonany, że zabłądziliście, że trzeba pomóc. Lekka panika. Niepotrzebna. I tak dalibyście radę.
Jak o tym myślę, to bardzo mi się podoba drugoplanowy realizm fabularny. Pokrętny opis. Chodzi o to, że w świecie wirusa, czy tam w przypadku każdej misji, wyprawy przez las, wojny, czegokolwiek takiego, błądzenie i walka są na porządku dziennym. Często pomaga los, ale zawsze jest ciężko, jakby tak nie było to na misję szedłby były gimnazjalista i pewnie dałby radę.
I dotarliście do granicy strefy, do terenu gdzie blisko zaczynał się teren podwyższonej aktywności zielonych. Wyszło super bo i wtedy my orgowie wreszcie doczekaliśmy się zielonych. Rockstonel z Wiśnią działali na terenie jeziorka. Ogrodnicy musieli je pokonać aby dotrzeć do generatora. Ciągle szło im zajebiście dobrze, byłem trochę zawiedziony, liczyłem, że coś kogoś dorwę, ale cholera wie może to wiek? Nie dało rady podejść.
Tu do
@SolarStone . Mówiłeś, że szkoda, że zieloni nie byli cały czas, od początku i bezustannie. Mam inne zdanie. Równie dobrze faktycznie mogło ich nie być. Najważniejsze, że z perspektywy czasu wyszła wam epicka, śmiertelnie trudna wyprawa. Walczyliście, mieliście chwile wytchnienia i potem był koniec i śmiertelny bój. Gdyby zieloni byli od początku, ci właściwi, to pewnie i tak by nie podeszli, a wy byście mieli ich gdzieś. Jeśli zielony jest inteligentny a tak go widzę, to zadziałał by tak jak wyszło na grze. Jeśli ja bym kiedyś w pełni grał zielonym to wręcz bym olał atakowanie was. Bo nie to było by w moim interesie, ja was powinienem zabić, wyrwać z korzeniami, rozszarpać i nawieźć kompostem. Szukałbym sposobu aby wam przeciąć drogę, szukał dołów z wodą czy bez. I liczył, że taki właśnie Solar zawiedziony tym, że jest łatwo opuści latarkę.
Pamiętajcie im więcej damy wolności zielonym, a to jest naszym celem w grze, tym większa szansa, że nie będą wam włazić na plecy przez cały czas. To głupie marnować siły. Każda strona chce wygrać. Kontrargument może być taki, że znając miejsce docelowe mogą się tam zaczaić. Nie, kto z was by tak zrobił? Zaryzykował, że lepiej mieć jedną szansę zamiast kilku? A nawet jeśli tak to wszystkie rozwiązania są dobre, tylko różnie skuteczne. Już mówiłem, zależy kto gra.
Wracając do gry. Przed jeziorkiem było czuć jak rośnie w was ekscytacja. Kamson sprawnie wydawał rozkazy, choć nie wiem czy nie zrażał czasami do siebie żołnierzy :), reszta słuchała i działała. Fajnie jak Polan często prosił o decyzję, nie brał na siebie odpowiedzialności za specjalnie. To gdzieś w tym momencie, Sly wymyślił genialny koncept hybrydy. Ja miałem iść do przodu on za mną, miałem padać pod ostrzałem a wtedy przez chwilę on miał wychodzić do przodu. Skończyło się tym, że nagle leżałem w trawie a na moich plecach Sly. Kamson wtedy krzyknął „Hej to jakiś mutant!!”.
I tu dla mnie zaczęła się gra. Pozbyłem się aparatu i postanowiłem spróbować jakoś wreszcie porządnie dopaść ogrodników. Bez taryfy ulgowej (wcześniej też jej nie było, ale czułem się zmęczony, byłem cały podrapany – pamiętajcie zieloni mają bardzo trudno niby słyszą i widzą, ale nie mają latarek, w lesie sami są równie mocno zorientowani jak wy. Przez całą grę jako zielony atakowałem latarkę a nie np.
@Polan ).
Super wyszedł moment nawoływania. Weszliśmy za wami na jeziorku, strefa gdzie miało być dużo zielonych, miejsce gdzie żąden ogrodnik wcześniej nie postawił okutego buta. My ze Sly lekko zdychamy. Fizycznie. Czy ogrodnicy też się zmęczyli fizycznie? Do tej pory zdążyłem zaliczyć kilka gimnastycznych wyskoków, upadków i przerzutów przez prawe ramię. Wychodzimy na jeziorku, sięgam po trawę i piszczę na niej. A tu odzew. Rany boskie jakie fajne uczucie. Nie jesteśmy sami. Jest więcej zielonych. Skrzeczą piszczą jak stado ptaków. Odpowiadają, można się zlokalizować widzę cienie. Ach coś podobnego czuł by prawdziwy zielony, znalazł wreszcie swoich, stado jest kompletne. Teraz role się odwrócą.
A ogrodnicy? Tu sobie mogę wyobrazić. Zakładam, że już czuli się bezpiecznie. Odpoczęli od ostatnich ataków. Do tego na jeziorku zdjęli okulary. Tu jest jaśniej, szansę wyrównane. Pewnie mocno utrudniliśmy tym zielonym życie. Ale musiał być strach, szok, może zachwyt widokiem. Bo mgła była cudowna. Co czuliście, pamiętacie ten początek jeziorka?
Rzuciłem się do przodu, nie w pokrzywy, boże uchowaj, w trędownika? Takie zielsko wysokie. Wolne ręce nic do stracenia. Brakowało porozumienia z innymi zielonymi. Złamałem zakaz i mówiłem do nich, nie powinienem ale nie wyobrażam sobie aby cokolwiek wyszło bez mówienia. Warto pomyśleć jak to obejść. Najpierw mnie
@MadKamson przyszpilił i wkurwiał zacnie, spokojnie gadając „Jeden jest tu” Jak rany, zdążyłem to co najmniej znienawidzić. Jakbym miał czym rzuciłbym mu w twarz czymś świecącym i szedł za nim jak pies. Zresztą próbowałem. Najpierw pobiegłem zielskiem prosto na niego, rozszarpie go będę pełne 4 minuty jadł, ćlamkał, lizał i jeszcze zdążę go odciągnąć to tego bagnistego dołka… Zwiał. Nie stał do końca i nie strzelał tylko zwiał. Naturalnie i autentycznie sobie warknąłem, tak po psiemu. A do tego znowu podjęli dobrą decyzję i zaczęli wiać szybko przed siebie. Ryzykowne ale jak kosili światłem nie dali się za nimi iść. Jeszcze ostatnia próba zasłona z roślin i jak z tarczą do przodu na światło, znowu miałem wizję co ja zaraz z nimi zrobię… Znowu zwiali. Nawet nie wiecie jak irytujące jest bycie zielonym. To we mnie zaczęło jakąś zwierzęcość wzbudzać. Kilka godzin jakbym tak miał pograć to bym zaczął sobie wić norę.
Szkoda, że nie było jeszcze więcej zielonych. Wiem, że byłoby trudno ogrodnikom, ale może coś więcej by powstało. Tak zabrakło koordynacji. Ogrodnicy byli cholernie sprawni, było bardzo ciężko. Kiedy indziej chciałbym np. spróbować ataku frontalnego, z wrzaskiem rzucaniem mchem trawą odchodami. Jeśli przynajmniej trzech by się odwróciło to z drugiej strony wyszedłby atak rozstrzygający.
Ogrodnicy wyszli z jeziorka. Dyszałem kosmicznie idąc za nimi, wpadłem w jakąś norę, noga do pół uda inwigiluje lisią norę. Jak ją wyjąłem to druga odwiedziła wille zająca. Co za pech, przecież sam to miejsce dziś oglądałem, ktoś inny miał tam nogi wkładać. Bleh.
I cel. Drzewo świecące. Generator. Czy można było tu zostać i czekać? Pewnie tak. Kiedyś w innym miejscu warto spróbować. Zaczął się finał. Autentyczny i dla mnie bardzo fajny. Wiedziałem, że nie jestem już sam. Czułem grupę. Miałem też pewność, że już ogrodników nie dopadniemy. To naprawdę cud, że Polan na sekundę się odwrócił. Naprawdę jeden moment na całą grę, który ukarał ogrodników za zbyt wielką pewność siebie. Niewyobrażalna radość jak dopadłem Polana, dobrze, że się nie odsunął bo bym poleciał parę metrów dalej. Z ogromną frajdą się nim „zająłem”. Drugi cud to synchronizacja z
@Wiśnia , drugim zielonym. Gdy leciałem na Polana zauważyłem, że na ziemi pada chyba Miziou. Nie umawialiśmy tego, widać ja i Wiśnia zauważyliśmy tą samą chwilę nieuwagi oddziału. Potem to już Solar świecił głównie na mech :) chyba się poddał. Ktoś go zjadł.
Głośny szczery ryk i jeszcze tylko zwabiliśmy helikopter udając głos Polana. Zielony jest inteligentny i tak ma grać. Tu udało się dodzwonić do Helikoptera ze Sly. Wprowadzić go błąd. Nie podaliśmy nic, mówiliśmy nieskładnie i mało wyraźnie. Przyleciał, wylądował, zieloni go rozszarpali. Generator zatrzeszczał, przyjął jakieś instrukcje, coś zaiskrzyło i stanął. Oficer trzęsącą ręką odpalił ładunki.
Super. Finał był świetny. Wyszło jak wyszło, nic nie ustawialiśmy wszyscy mieli równe szanse. Był ból i walka. Są obrazki w głowie, są obrażenia.
Dobrze Jest Żołnierze !!!!!!!!!!!!