Drzwi, mnóstwo drzwi i jeden ciągnący się w nieskończoność korytarz. Przyjemne miejsce, spacerujesz, zabijasz czas. Czas broni się jak może, lecz bezskutecznie. Dziś jednak nie jestem tu by spacerować, wręcz przeciwnie niemal biegnę. Muszę ponownie zerknąć za drzwi z żywej tkanki, bo przecież wielki dzień się zbliża! Szybki rzut receptorów wzrokowych na zegarek...
-Która godzina?
To jest Wilson, koleś mieszkający w mojej podświadomości zajmujący się na codzień jeżdżeniem maszyną do gładzenia lodu po lodowisku mojego umysłu.
-Nie wiem.
-Czy nie patrzyłeś przed chwilą na zegarek?
-Mieszkasz w mojej głowie, wiem, że ty wiesz to co ja wiem więc nie drocz się ze mną.
-Ok, ok... Zerknij jeszcze raz bo jesteśmy ciekawi...
-Mów za siebie.
Szybkie spojrzenie 2.0 na nadgarstek.
-Nadal nie wiemy.
-Zamknij się Wilson...
-Po co właściwie patrzysz na zegarek? Do niczego to Ci nie jest potrzebne. Po za tym muszę Cię uświadomić, że nie masz zegarka... Już milczę.
Nim się obejrzałem przed moimi r...
-"Obejrzeliśmy" i "przed naszymi".
-Zamknij się Wilson.
Nim się obejrzałem przed moimi receptorami ujrzałem upragnione drzwi. Podchodzę pewnie, ale ostrożnie, nie chce ich zdenerwować. Były pokryte lekką warstwą kurzu i wyraźnie je to irytowało.
Ostrożnie nacisnąłem ludzką dłoń, która spełniała rolę klamki i wszedłem do środka.
A tam...
Konsternacja.
Pusta przestrzeń, trochę starych gratów, wiatr gwiżdzący między... Nie wiem między czym gwizdał, ale dzięki temu konsternacja zyskała na sile.
Nic się nie zmieniło, nic nie pojawiło, nikogo nie było w zasięgu wzroku, obok mnie przetoczył kulisty krzew znany dobrze wszystkim z westernów.
Konsternacja.
-Co jest z Tobą nie tak? Na litość boską czemu ciągle myślisz "konsternacja"?
-Nie mam pojęcia Wilson. To słowo od jakiegoś czasu odbija się i dzwoni między moimi szarymi komórkami.
-Między obiema?
-Bardzo jesteś zadowolony ze swojego żartu?
-Bardzo.
Starałem się skupić na rozwiązaniu zagadki. Sytuacja zdawała się siadać na moim umyślę jak ciężkie kowadło, miażdżąc każdą próbę złożenia myśli w logiczne zdanie. Mózg wirował po czaszce jak diabeł tasmański, a ciało nie reagowało na polecenia.
-Może popieprzyły Ci się daty?
-To jest dobra data Wilson. To już jutro.
-Skąd możesz to wiedzieć? Od miesiąca masz zaklejone wszystkie okna, w Twoim mieszkaniu bez latarki się nie obejdzie, a jedyna osobą, z którą rozmawiasz to ja.
Cóż mogę powiedzieć? Świat zewnętrzny mnie rozprasza.
-Ty nie jesteś "osobą" Wilson.
-Zamknij się Kamson.
Przygnębiający charakter tego miejsca zaczął trawić moje trzewia. Zacząłem zwracać się ku wyjściu. Kowadło na moim umyślę zatrzymało się w okolicach gardła i utrudniało oddychanie.
Drzwi mimo iż coraz bardziej rozgniewane wypuściły mnie z powrotem na korytarz.
-Trzeba zbadać sprawę od podstaw.
-Nie, nie, nie, nie, nie! Nie zaciągniesz mnie tam!
-Daj spokój Wilson... Czasem zachowujesz się jak baba.
-Oni mnie przerażają.
-Dlatego tak ich lubię.
-Nienawidzę Cię
-Ja Ciebie też Wilson.