Autor Wątek: Wojny Ogrodników. Cicha Noc. Opinie i rozmowy.  (Przeczytany 196 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Szept

  • Wszechzagłada
  • ******
  • Wiadomości: 3006
  • Attack: 85
    Defense: 99
    Attack Member
  • Reputacja 71
  • Płeć: Mężczyzna
Wojny Ogrodników. Cicha Noc. Opinie i rozmowy.
« dnia: Lipca 31, 2016, 21:44:40 pm »
Nie wiem czy to @SolarStone  napisał w mniejszych grach czy jakiś admin przeniósł ale nie godzę się na takie ich umiejscowienie.

Gdzieś trzeba pogadać o tym jak było aby jak zwykle cokolwiek zostało na później. Pierwszy raz WO bardzo blisko otarły się o larpa. Na pewno były bardzo porządną grą terenową. O czymś takim od dawna marzyłem, bo noc, bo surwiwal, niebezpieczeństwo i fizyczny wysiłek. Takie hardcorowe gry harcerskie. Szkoda, że nie grali wszyscy Ci co brali udział w pierwszych wojnach, @Awer  @Greed  @Kruk .

Pokrótce jak to wyglądało. Najpierw odbyły się testy. Ogrodnicy pojedynczo wychodzili do lasu i tam szukali ukrytych fluorescencyjnych znaczników. Najlepsi z nich otrzymali awans. Ten element gry był z tego co widziałem dość stresujący. Jednak samemu wejść do kompletnie czarnego lasu z zatyczkami i okularami musi być ciężko. Zieloni byli w lesie wcześniej i mieli przykazane aby zapewnić ogrodnikom sporo emocji ale nie atakować ich. Niektórzy mają wątpliwości czy to dobre posunięcie. Mi się wydaje, że bez tego nie mielibyśmy wcale oficerów. Następnym razem możemy to zmienić. Jak powtarzałem co krok ta gra to ocean możliwości.

Potem była gra główna. Odprowadziliśmy na jeden koniec zielonych a potem wystartowaliśmy ogrodników. Ci drudzy weszli w czarny las i się zgubili. Po pierwszym znaczniku. Nie powiedziałem, trasa była dość długa i wytyczona znacznikami odblaskowymi. Oddział to cztery osoby, które szły przemyślaną formacją. Świeciły latarkami szukając trasy i jednocześnie odstraszały zielonych. Obaj ze Sly uznaliśmy, że głupio iż na początku szli sami, bez zielonych dlatego od razu do nich doskoczyliśmy. Z mojej strony muszę powiedzieć, że próbowałem. Skradałem się dość ofiarnie, szkoda, że niosłem wtedy aparat bo byłoby bardziej ofiarnie. Niestety zawsze mnie zdejmował jakiś spokojny głos, chyba Mizioła (dobrze?) „Uwaga z tyłu zielony” i światło po oczach.

Ten pierwszy etap gry był ciężki. Czułem irytację Ogrodników, czułem jak mnie nerwy zżerają. Trasa była zbyt złożona, a już na pewno zbyt słabo oznaczona. Te odblaski muszą być większe. I tyle. Będę się upierał, że taki poziom trudności powinien pozostać. Wiem, że to przykre błądzić i w ogóle. Ale z drugiej strony to jak głodowanie przed kolacją. Grunt, żeby jednak znaleźć trasę i potem się z tego cieszyć. Tu wam pomogliśmy minimalnie. Raz stanąłem przed znacznikiem zobaczyliście zielonego i znacznik, raz czy dwa oświetliliśmy mniej więcej trasę. Raz pomogliśmy Ogrodników być może niepotrzebnie, Kamson po grze wspomniał, że poszli fałszywą trasą ale potem zawrócili bo się zorientowali, że źle idą. Ja już wtedy byłem przekonany, że zabłądziliście, że trzeba pomóc. Lekka panika. Niepotrzebna. I tak dalibyście radę.

Jak o tym myślę, to bardzo mi się podoba drugoplanowy realizm fabularny. Pokrętny opis. Chodzi o to, że w świecie wirusa, czy tam w przypadku każdej misji, wyprawy przez las, wojny, czegokolwiek takiego, błądzenie i walka są na porządku dziennym. Często pomaga los, ale zawsze jest ciężko, jakby tak nie było to na misję szedłby były gimnazjalista i pewnie dałby radę.

I dotarliście do granicy strefy, do terenu gdzie blisko zaczynał się teren podwyższonej aktywności zielonych. Wyszło super bo i wtedy my orgowie wreszcie doczekaliśmy się zielonych. Rockstonel z Wiśnią działali na terenie jeziorka. Ogrodnicy musieli je pokonać aby dotrzeć do generatora. Ciągle szło im zajebiście dobrze, byłem trochę zawiedziony, liczyłem, że coś kogoś dorwę, ale cholera wie może to wiek? Nie dało rady podejść.
Tu do @SolarStone . Mówiłeś, że szkoda, że zieloni nie byli cały czas, od początku i bezustannie. Mam inne zdanie. Równie dobrze faktycznie mogło ich nie być. Najważniejsze, że z perspektywy czasu wyszła wam epicka, śmiertelnie trudna wyprawa. Walczyliście, mieliście chwile wytchnienia i potem był koniec i śmiertelny bój. Gdyby zieloni byli od początku, ci właściwi, to pewnie i tak by nie podeszli, a wy byście mieli ich gdzieś. Jeśli zielony jest inteligentny a tak go widzę, to zadziałał by tak jak wyszło na grze. Jeśli ja bym kiedyś w pełni grał zielonym to wręcz bym olał atakowanie was. Bo nie to było by w moim interesie, ja was powinienem zabić, wyrwać z korzeniami, rozszarpać i nawieźć kompostem. Szukałbym sposobu aby wam przeciąć drogę, szukał dołów z wodą czy bez. I liczył, że taki właśnie Solar zawiedziony tym, że jest łatwo opuści latarkę.

Pamiętajcie im więcej damy wolności zielonym, a to jest naszym celem w grze, tym większa szansa, że nie będą wam włazić na plecy przez cały czas. To głupie marnować siły. Każda strona chce wygrać. Kontrargument może być taki, że znając miejsce docelowe mogą się tam zaczaić. Nie, kto z was by tak zrobił? Zaryzykował, że lepiej mieć jedną szansę zamiast kilku? A nawet jeśli tak to wszystkie rozwiązania są dobre, tylko różnie skuteczne. Już mówiłem, zależy kto gra.

Wracając do gry. Przed jeziorkiem było czuć jak rośnie w was ekscytacja. Kamson sprawnie wydawał rozkazy, choć nie wiem czy nie zrażał czasami do siebie żołnierzy :), reszta słuchała i działała. Fajnie jak Polan często prosił o decyzję, nie brał na siebie odpowiedzialności za specjalnie. To gdzieś w tym momencie, Sly wymyślił genialny koncept hybrydy. Ja miałem iść do przodu on za mną, miałem padać pod ostrzałem a wtedy przez chwilę on miał wychodzić do przodu. Skończyło się tym, że nagle leżałem w trawie a na moich plecach Sly. Kamson wtedy krzyknął „Hej to jakiś mutant!!”.

I tu dla mnie zaczęła się gra. Pozbyłem się aparatu i postanowiłem spróbować jakoś wreszcie porządnie dopaść ogrodników. Bez taryfy ulgowej (wcześniej też jej nie było, ale czułem się zmęczony, byłem cały podrapany – pamiętajcie zieloni mają bardzo trudno niby słyszą i widzą, ale nie mają latarek, w lesie sami są równie mocno zorientowani jak wy. Przez całą grę jako zielony atakowałem latarkę a nie np. @Polan ).

Super wyszedł moment nawoływania. Weszliśmy za wami na jeziorku, strefa gdzie miało być dużo zielonych, miejsce gdzie żąden ogrodnik wcześniej nie postawił okutego buta. My ze Sly lekko zdychamy. Fizycznie. Czy ogrodnicy też się zmęczyli fizycznie? Do tej pory zdążyłem zaliczyć kilka gimnastycznych wyskoków, upadków i przerzutów przez prawe ramię. Wychodzimy na jeziorku, sięgam po trawę i piszczę na niej. A tu odzew. Rany boskie jakie fajne uczucie. Nie jesteśmy sami. Jest więcej zielonych. Skrzeczą piszczą jak stado ptaków. Odpowiadają, można się zlokalizować widzę cienie. Ach coś podobnego czuł by prawdziwy zielony, znalazł wreszcie swoich, stado jest kompletne. Teraz role się odwrócą.

A ogrodnicy? Tu sobie mogę wyobrazić. Zakładam, że już czuli się bezpiecznie. Odpoczęli od ostatnich ataków. Do tego na jeziorku zdjęli okulary. Tu jest jaśniej, szansę wyrównane. Pewnie mocno utrudniliśmy tym zielonym życie. Ale musiał być strach, szok, może zachwyt widokiem. Bo mgła była cudowna. Co czuliście, pamiętacie ten początek jeziorka?

Rzuciłem się do przodu, nie w pokrzywy, boże uchowaj, w trędownika? Takie zielsko wysokie. Wolne ręce nic do stracenia. Brakowało porozumienia z innymi zielonymi. Złamałem zakaz i mówiłem do nich, nie powinienem ale nie wyobrażam sobie aby cokolwiek wyszło bez mówienia. Warto pomyśleć jak to obejść. Najpierw mnie @MadKamson  przyszpilił i wkurwiał zacnie, spokojnie gadając „Jeden jest tu” Jak rany, zdążyłem to co najmniej znienawidzić. Jakbym miał czym rzuciłbym mu w twarz czymś świecącym i szedł za nim jak pies. Zresztą próbowałem. Najpierw pobiegłem zielskiem prosto na niego, rozszarpie go będę pełne 4 minuty jadł, ćlamkał, lizał i jeszcze zdążę go odciągnąć to tego bagnistego dołka… Zwiał. Nie stał do końca i nie strzelał tylko zwiał. Naturalnie i autentycznie sobie warknąłem, tak po psiemu. A do tego znowu podjęli dobrą decyzję i zaczęli wiać szybko przed siebie. Ryzykowne ale jak kosili światłem nie dali się za nimi iść. Jeszcze ostatnia próba zasłona z roślin i jak z tarczą do przodu na światło, znowu miałem wizję co ja zaraz z nimi zrobię… Znowu zwiali. Nawet nie wiecie jak irytujące jest bycie zielonym. To we mnie zaczęło jakąś zwierzęcość wzbudzać. Kilka godzin jakbym tak miał pograć to bym zaczął sobie wić norę.

Szkoda, że nie było jeszcze więcej zielonych. Wiem, że byłoby trudno ogrodnikom, ale może coś więcej by powstało. Tak zabrakło koordynacji. Ogrodnicy byli cholernie sprawni, było bardzo ciężko. Kiedy indziej chciałbym np. spróbować ataku frontalnego, z wrzaskiem rzucaniem mchem trawą odchodami. Jeśli przynajmniej trzech by się odwróciło to z drugiej strony wyszedłby atak rozstrzygający.

Ogrodnicy wyszli z jeziorka. Dyszałem kosmicznie idąc za nimi, wpadłem w jakąś norę, noga do pół uda inwigiluje lisią norę. Jak ją wyjąłem to druga odwiedziła wille zająca. Co za pech, przecież sam to miejsce dziś oglądałem, ktoś inny miał tam nogi wkładać. Bleh.

I cel. Drzewo świecące. Generator. Czy można było tu zostać i czekać? Pewnie tak. Kiedyś w innym miejscu warto spróbować. Zaczął się finał. Autentyczny i dla mnie bardzo fajny. Wiedziałem, że nie jestem już sam. Czułem grupę. Miałem też pewność, że już ogrodników nie dopadniemy. To naprawdę cud, że Polan na sekundę się odwrócił. Naprawdę jeden moment na całą grę, który ukarał ogrodników za zbyt wielką pewność siebie. Niewyobrażalna radość jak dopadłem Polana, dobrze, że się nie odsunął bo bym poleciał parę metrów dalej. Z ogromną frajdą się nim „zająłem”. Drugi cud to synchronizacja z @Wiśnia  , drugim zielonym. Gdy leciałem na Polana zauważyłem, że na ziemi pada chyba Miziou. Nie umawialiśmy tego, widać ja i Wiśnia zauważyliśmy tą samą chwilę nieuwagi oddziału. Potem to już Solar świecił głównie na mech :) chyba się poddał. Ktoś go zjadł.

Głośny szczery ryk i jeszcze tylko zwabiliśmy helikopter udając głos Polana. Zielony jest inteligentny i tak ma grać. Tu udało się dodzwonić do Helikoptera ze Sly. Wprowadzić go błąd. Nie podaliśmy nic, mówiliśmy nieskładnie i mało wyraźnie. Przyleciał, wylądował, zieloni go rozszarpali. Generator zatrzeszczał, przyjął jakieś instrukcje, coś zaiskrzyło i stanął. Oficer trzęsącą ręką odpalił ładunki.

Super. Finał był świetny. Wyszło jak wyszło, nic nie ustawialiśmy wszyscy mieli równe szanse. Był ból i walka. Są obrazki w głowie, są obrażenia.

Dobrze Jest Żołnierze !!!!!!!!!!!!





Offline SolarStone

  • Epidemia
  • ****
  • Wiadomości: 598
  • Attack: 62
    Defense: 0
    Attack Member
  • Reputacja 33
  • Płeć: Mężczyzna
  • cp tp zg oyzdeszipud ep chpudyr
Odp: Wojny Ogrodników. Cicha Noc. Opinie i rozmowy.
« Odpowiedź #1 dnia: Sierpnia 01, 2016, 03:41:30 am »
Dobra, to ja zacznę z ogrodników, chociaż ogólne wrażenia da się odczytać z "fabularnego raportu". Początek ciekawy, dobrze przeprowadzony briefing, a uczucie po długim czasie, ponownego odcięcia dwóch zmysłów było nieziemskie. Początkowe ataki zielonych powodowały wzrost adrenaliny.

Teraz to o czym mówiłem już po grze a potem Slyowi. Nasza zguba POŁĄCZONA z brakiem zielonych była nużąca. Gdybyśmy cały czas zbliżali się do celu i zielonych by nie było to wszystko bym się zgadzało, nadal czuł bym adrenalinę bo wiem, że mogą się czaić w każdych napotkanych krzakach żeby nam przeszkodzić. Gdybyśmy z kolei się zgubili ale zieloni nadal by byli w okolicy, to szukanie trasy nie byłoby nużące tylko ciekawe, bo uczucie strachu by było nawet spotęgowane( zgubieni i otoczeni w gęstym lesie). Uczucie, że ktoś za tobą podąża, sprawia, że czuje się nerwy. Nie musi nawet atakować, wystarczy, że czujemy spojrzenie. To  oczywiście tylko i wyłącznie nasza wina, bo się zgubiliśmy ale uważam że tak jak napisałeś wyżej, po oznaczeniu trasy dokładniej, powinno być dobrze.   A uśpienie czujności na 30-40 minut jest może i dobre ze strony zielonych, ale w takim wypadku po co w ogóle nas atakować? Mogliście nas puścić przez las i zaczaić się w ostatnim punkcie po czym nas zniszczyć.

Oczywiście zabawa zaczęła się od okolic jeziorka. Mgła była po prostu super( miałem cichą nadzieję, że będzie nam towarzyszyć). Emocji pełno, czuliśmy się osaczeni, a krzaki i trawy były tak gęste, że spodziewaliśmy się ataku z każdej strony. Byliśmy skołowani i trudno było utrzymać formację. Praktycznie biegliśmy przez to jezioro oglądając się na wszystkie strony, a następnie widać po tym było że byliśmy rozproszeni i to nas zabiło. A w mech świeciłem bo mi dowódca kazał szukać fiolek :D

Oczywiście WO uważam jak najbardziej za udane. Dawno nie czułem się tak dobrze. Na pewno mi tego brakowało. Ogromne podziękowania dla organizatorów za grę po tak długim czasie posuchy!

Polak...¦D

Offline Szept

  • Wszechzagłada
  • ******
  • Wiadomości: 3006
  • Attack: 85
    Defense: 99
    Attack Member
  • Reputacja 71
  • Płeć: Mężczyzna
Odp: Wojny Ogrodników. Cicha Noc. Opinie i rozmowy.
« Odpowiedź #2 dnia: Sierpnia 01, 2016, 14:14:14 pm »
A czułeś integrację, więź z oddziałem? bo wydaje mi się, że tak jak ja zacząłem się czuć jak zwierzę to ogrodnicy powinni zawiązać więź braterską. Po kilku godzinach takiego błądzenia, ratowania sobie tyłka to jak ktoś umrze powinien być płacz. Ja bym beczał. Niestety jak zgarnąłem szeregowca Polana to nawet nikt nie próbował przy nim się pokręcić, odgonić nic, wiem, że mechanika ale halllooo, żeby od razu latarki w ziemie i olewamy Polana?

Offline Sly

  • Prawa ręka lewej nogi
  • Pandemia
  • *****
  • Wiadomości: 1169
  • Attack: 284
    Defense: 428
    Attack Member
  • Reputacja 51
  • Płeć: Mężczyzna
Odp: Wojny Ogrodników. Cicha Noc. Opinie i rozmowy.
« Odpowiedź #3 dnia: Sierpnia 03, 2016, 17:42:34 pm »
No i co panowie? Koniec opinii? Gdzie raporty? Chłopy dawać, dawać! :D ja wiem, ze Łukaszino jak zwykle popisał się literacko i teraz wszystko wygląda przy nim blado, ale raport może być tak skrótowy i nie wdający się specjalnie w szczegóły jak Solara, a opinia to kwestia kilku zdań. A zostanie nam coś na przyszłość chociaż :)
@MadKamson
@Polan 
@miziouuu
@Wiśnia
@Rockstonel

przywołuje was! ;)


Ja lubię jak się emocje po larpie trochę ostaną, po tak to mógłbym opisywać wszystko jako super. Rzeczywiście gra była mocna, i każdy chyba ma jakąś scenę w głowie, którą mógłby określić jako najlepszą.

Na pewno zapamiętam pierwsze chwile – dużo niepewności kończących się małą paniką w orgowym obozie. Zakładałem, że Ogrodnicy zgubią się po drugim znaczniku, nie spodziewałem się, że zrobią to... już po pierwszym! Zgrany oddział poświecił na pierwszy odblask, po czym ruszyli szybkim tempem przed siebie nie zwracając uwagi na nic innego. Nawet nie zdołaliśmy się zastanowić Łukaszem co z tym robić, a Ogrodnicy znikali już daleko w mroku.

Pierwszy etap gry, był zarazem etapem polowania na Ogrodników. Jako Zieloni, ale i jako Orgowie. I ciągłe pytania – znajdą trasę? A przede wszystkim – czy w ogóle tę trasę da się znaleźć?! Dało. Z lekko pomocą. Oddział doszedł do pierwszej polony, gdzie Zieloni przypuścili pierwszy szturm.
Nienawidziłem tego miejsca za dnia, wysoka trawa, wszędzie nory, kleszcze, węże... W nocy przeturlaliśmy się z Łukaszem przez całą polane, wzdłuż i wszerz. Nikt nie spodziewał się, że z braku Zielonych będziemy musieli wziąć się do roboty. A przed grą sądziłem, że możemy się nawet nudzić jako orgowie. Jasne.

Szturm zaowocował tym co już opisał Łukasz. Absolutną utratą orientacji w terenie. To był moment niezłej paniki. Gdzie jest trasa – to pytanie padło z tysiąc razy kiedy jak głupi biegaliśmy w tą i z powrotem. A Ogrodnicy już sobie gdzieś odchodzili szukając kolejnych odblasków. Mogliśmy ich przywołać, ale bez znalezionej trasy nie było sensu. Zatrzymać grę? Trochę szkoda. Z drugiej strony takie gubienie się w ciemnym lesie, czekanie na zielonych, ma smak. Lekka panika też jeszcze nikomu krzywdy nie zrobiła. W końcu udało się. Odblaski znalezione, Ogrodnicy nakierowani, teraz miało pójść jak z płatka. Do momentu, w którym coś znów zaczęło nam nie pasować. To był moment już nie paniki, a kryzysu. Bo jeśli okazałoby się, że Ogrodnicy nie poszli dalej, tylko zaczęli zawracać i zaraz dojdziemy do punktu startu... ta myśl podłamała mojego ducha. Doszliśmy z Łukaszem do czegoś co wyglądało jak tzw. Enklawa (co znaczyłoby, że Ogrodnicy są na dobrej trasie), ale musieliśmy się kilkukrotnie upewniać, że to na pewno to miejsce. W końcu spokojni wróciliśmy na trasę. Jeśli my się tak zagmatwaliśmy, to nie chcę wiedzieć co czuł oddział. Szaleństwo. W pozytywnym sensie.

Potem byliśmy już z przodu. Ogrodnicy byli na etapie przedzierania się przez las, chwilowo Zieloni nie byli potrzebni, bo chcieliśmy mieć pewność, że dotrą do jeziorka. Tam miało się zacząć. Ale jakoś tak zaczęło się wcześniej. Dałem Łukaszowi sprzęt i powiedzieć, że biegnę trochę ich pomęczyć. Kilkadziesiąt metrów przed jeziorkiem nastąpił więc drugi atak Zielonych. Łukasz miał sprowadzić resztę kolegów – Rockstonela i Wiśnie, którzy gdzieś tutaj się czaili. Pierwsze kilka ataków przeprowadziłem samotnie, było ciężko, bo Ogrodnicy trzymali się świetnie, nie dało się podejść bez jakiejś wymyślnej sztuczki. Potem dołączył Łukasz i zaczęło robić się ostrzej. Właściwie cały czas ktoś atakował. Ogrodnicy powoli zagłębiali się w gęste trawy jeziorka, szukanie odblasków szło im już bardzo sprawnie, albo po prostu intuicja ich prowadziła. Jeszcze lepiej odpierali ataki. Tutaj pojawił się pomysł hybrydy, to wydało się jedyne wyjście. Ogrodnicy weszli do przedsionka piekła, przed nimi wysoka trawa odgraniczająca główną część jeziorka od brzegu. Stanęli, zawahali się. My też.

Nagle z każdej strony zaczęły dobiegać nawoływania Zielonych. W głowie słyszę ich tam ze dwudziestu. Za dnia, gdy oznaczaliśmy trasę jeziorko buczało od tysięcy robali, które tam żyły. Teraz buczało od Zielonych. Wtedy też padł pamiętny tekst, gdy ktoś poświecił na mnie i Łukasza „uwaga, tam jest dwóch” i odpowiedź Kamsona „nie, to jakiś mutant!”. Genialne. Potem Łukasz poszedł sam przez trawę tak by zaskoczyć Ogrodników. Ja chciałem ich oflankować. Zabawa się skończyła, minęła połowa trasy, a Ogrodnicy wciąż byli w komplecie. Teraz gdy było nas czterech można było wreszcie coś z tym zrobić.

Z boku piękna była również scena, gdy Kamson wiedząc, że gdzieś czai się Łukasz przeskoczył przez piekielną bramę do jeziorka z krzykiem i latarką. Musiał jakoś przekonać resztę zespołu do tego, ze trzeba iść, nikt inny nie mógł się na to odważyć. A on w końcu był dowódcą. Na jego szczęście nie zginął. Widziałem jak reszta jeszcze chwilę się waha, ale seria okrzyków sprawiła, że wiedzieli, że za chwile będzie po nich. Ruszyli. Jeden , po drugim, bo więcej miejsca nie było. Jakże filmowo by się to skończyło, gdyby udało mi się dopaść ostatniego.

W każdym razie, tam przed piekielną bramą, gdyby Ogrodnicy wahali się jeszcze trochę, prawdopodobnie doszło by do niezłej rzezi. Dobra decyzja dowódcy zapobiegła temu.

Ogrodnicy wreszcie byli na środka jeziorka. Mgła, krzyki Zielonych i powolny marsz przed siebie. Tylko dokąd? Nie było mowy o żadnych wskazówkach. Chwilę później nastąpił drugi szturm Zielonych. Z każdej strony, uzbrojeni w krzaki, biegli, krzyczeli. Potwierdzam słowa Łukasza, z brzegu jeziorka musiało to wyglądać niesamowicie Ogrodnicy nie odsłonili się. Bronili się tak zaciekle, jakby razem walczyli już od lat. Naprawdę wierzyłem, ze tak wyglądali by Ogrodnicy w prawdziwym świecie. Zawodowo. Raz tylko udało mi się skoczyć i zobaczyć ich z naprawdę bliska, ale skontrowali mój skok bardzo szybko i nie byłem w stanie żadnego dotknąć. Za to pamiętam, że fajnie krzyczeli po tym.

Nie mam pojęcia jakim cudem, ale wyszli. I to nawet w dobrym miejscu. A poza tym, że wyjść z jeziorka było mnóstwo, to dwa oznaczyliśmy i jedno z nich było pułapką (a jednocześnie najbardziej oczywistym wyjściem). Tu moja gra jako Zielony musiała się skończyć. Trzech na finał to i tak dużo, a przecież ktoś musi przyjść z odsieczą.

Reszta gry była więc tylko nasłuchiwaniem.
Słyszałem jak całkiem sprawnie dotarli do celu i zaczęli szukać fiolek. Potem nastąpił jakiś krzyk. Jeden z nich musiał zginąć. I tak wytrzymali długo w pełnym składzie. Potem znowu krzyk, ale nie byłem pewien czy to śmierć czy tylko strach. I wtedy nastąpiła cisza. Absolutna cisza. Zrozumiałem, że od tych dwóch godzin, czy ile to trwało, przez cały czas Ogrodnicy do siebie mówili. Wydawali polecenia, informowali co jest przed nimi, ostrzegali, pytali. Cały czas byli w grze i nawet kiedy tylko szli przez las, nie przestawali być oddziałem. Niesamowite, absolutnie. Wiem, że pewnie profesjonalne oddziały powinny się jakoś bezgłośnie komunikować i tak dalej... to nic nie zmienia. Dla mnie to była świetna gra.

Cisza trwała i trwała. Nie miałem pojęcia co oznacza, chociaż teraz wydaje się to przecież oczywiste. Ale wtedy trudno mi było uwierzyć, że wszyscy mogli zginąć. Wyobrażałem sobie, że mogła zostać jedna osoba, widziałem już jak leży przyciśnięta do drzewa z latarką i błaga o to żeby jeszcze chwile przetrwać, a Zieloni bawią się ofiarą krążąc wokół niej. Czy zebrała fiolki? Czy ma krótkofalówkę? Co ja bym zrobił w takiej sytuacji?

Nagle ktoś się odezwał. Zmęczony głos, błaga o pomoc. Byłem pewien, że to Polan. Mój nieokreślony bohater z wyobraźni przybrał teraz formę Polana. Ironia losu, najsłabiej wypadł w pierwszej misji, miał najsłabszy słuch, pierwszy raz na poważnej misji. A przetrwał do końca. Autentycznie się ucieszyłem. Że to on. Że w ogóle ktoś żyje. Szybka myśl – oby miał kod.

Nie miał. Powiedziałem, ze nie mogę przylecieć. Wtedy zasugerował, ze użyje flary. Chwila zawahania. Ale przecież sam radziłem im na początku, żeby elastycznie do tego podeszli, że gdyby stracili krótkofalówkę to jeszcze nie koniec misji i tak dalej. Polan cały czas powtarzał, że jest osłabiony, zaraz umrze, w kółko to samo. Nie miał dużo czasu. Zgodziłem się, powiedziałem, żeby jeszcze chwilę wytrzymał i ruszyłem. Miałem nadzieję, że się uda.

Doszedłem do miejsca rzezi, gdzieś w obrzeżach światła widziałem leżące ciała, a przede mną sylwetka, to Polan? Nie, to Zielony, zaraz obok niego drugi. Ten trzeci to musi być Polan. Nie. Więc gdzie? Zaczęli atakować. Jak to? Z początku się broniłem, w końcu odsiecz, to odsiecz, ale nie było znikąd żadnego odzewu Ogrodników, żadnej pomocy.

Nie miał już kto pomagać. Wpadłem w pułapkę.

Nigdy.

Nigdy, przenigdy.

Nigdy, przenigdy nie lećcie jeśli nie usłyszycie kodu. Nawet jeśli ktoś po drugiej stronie będzie płakał, skomlał i umierał. Od tego są kody bezpieczeństwa, żeby ich używać.



Dzięki wszystkim Ogrodnikom, byliście najlepsi!
work, work

Offline Szept

  • Wszechzagłada
  • ******
  • Wiadomości: 3006
  • Attack: 85
    Defense: 99
    Attack Member
  • Reputacja 71
  • Płeć: Mężczyzna
Odp: Wojny Ogrodników. Cicha Noc. Opinie i rozmowy.
« Odpowiedź #4 dnia: Września 15, 2016, 18:16:37 pm »
A ja wczoraj obejrzałem 9 kompanie i ta ostatnia mordownia sz ninja arabami bardzo mi finał wojen przypominała.

Offline MadKamson

  • Wirus
  • ***
  • Wiadomości: 281
  • Attack: 0
    Defense: 0
    Attack Member
  • Reputacja 29
  • Płeć: Mężczyzna
  • Hit me baby one more time
Odp: Wojny Ogrodników. Cicha Noc. Opinie i rozmowy.
« Odpowiedź #5 dnia: Września 19, 2016, 01:03:16 am »
Spojleeeer.
Sly: Jeżeli larpowicze są virusami, to Kamson jest pandemią...
Sly: Jesteś zbyt okropny by stąpać po ziemi i nie zostawiać smolistych śladów...
Cień: Serio mam fobię, która się nazywa Kamson(...).
Qlka: Kamson! jesteś paskudną jednostką i wiesz o tym, prawda?

Offline Sly

  • Prawa ręka lewej nogi
  • Pandemia
  • *****
  • Wiadomości: 1169
  • Attack: 284
    Defense: 428
    Attack Member
  • Reputacja 51
  • Płeć: Mężczyzna
Odp: Wojny Ogrodników. Cicha Noc. Opinie i rozmowy.
« Odpowiedź #6 dnia: Września 19, 2016, 13:24:58 pm »
słabo łukasz,
work, work

Offline Szept

  • Wszechzagłada
  • ******
  • Wiadomości: 3006
  • Attack: 85
    Defense: 99
    Attack Member
  • Reputacja 71
  • Płeć: Mężczyzna
Odp: Wojny Ogrodników. Cicha Noc. Opinie i rozmowy.
« Odpowiedź #7 dnia: Września 19, 2016, 20:07:17 pm »
Że co? Że ninja araby? Przecież oni są wszędzie a mordownia często tuż za nimi.

Tags: